Byliśmy na wycieczce w Tarnowie. Dzień był słoneczny i idealny na zwiedzanie. Postanowiliśmy, że zajrzymy na tamtejszy dworzec kolejowy. W sieci można znaleźć mnóstwo informacji i opisów dworca, dlatego postaramy się przedstawić Wam to miejsce zupełnie inaczej, co pozwoli na nie spojrzeć z zupełnie innej i szerszej perspektywy.
Nasze wrażenia ze zwiedzania podzieliliśmy na kilka krótkich części. Nie tworzą one kompleksowego opisu, ale ukazują miejsca jak kostkę Rubika. Z różnych stron. Patrzymy cały czas na to samo, ale za każdym razem ukazuje nam „inny kolor”.
A zatem, co ujrzeliśmy w budynku i okolicach tarnowskiego dworca kolejowego?
Podróż w czasie
O renowacjach i remontach można przeczytać wiele artykułów. Można odwiedzić wszystkie te miejsca. Ale tylko w niewielu w nich, od samego wejścia, od pierwszego kroku na twarzy pojawia się uśmiech, a oczy zaczynają krążyć wokół, rejestrując mnóstwo detali. Już na wstępie, stojąc przed budynkiem dworca, można pokiwać głową z uznaniem nad jego imponującą i zadbaną elewacją, ale najlepsze zaczyna się po przekroczeniu progu. Od podłogi w biało-czarną kratę przez stylową, ciemną stolarkę aż po lampy wiszące na długich sznurach pod sufitem. Wszystko spójne, zadbane i, co w ostatnich czasach nie jest zbyt częste, przestrzeń dworca jest wolna od tanich, krzykliwych, pstrokatych i agresywnych reklam.
Do tego zegary dworcowe, wskazówkow i zapach dworcowej restauracji, która mieści się w podziemiach, a jak się dowiedzieliśmy, karmi swoich gości smacznie i po domowemu.
Odrobina kultury w oczekiwaniu na pociąg
Na co dzień brakuje nam czasu. Nie możemy wygospodarować godziny na to, co często określamy mianem kultury. Słyszymy w telewizji o Tokarczuk lub Abakanowicz. Ale najczęściej terminy się nie składają albo wystawy są za daleko i nie o tej porze, która by akurat pasowała.
A jeżeli jesteśmy na dworcu, mamy trochę czasu, bo przyszliśmy wcześniej lub usłyszeliśmy właśnie z głośników komunikat: „informujemy, że pociąg pospieszny jest opóźniony”, to może właśnie jest ta chwila.
I w takie „kulturalne co nieco” wpadliśmy w Tarnowie. Tu się nie liczy dobór dzieł, nie wybrzydzamy, że to nie nasz styl lub nie nasze artystyczne klimaty, ale bierzemy tę podaną nam na tacy odrobinę kultury na dworcu. Nie zastanawiamy się, czy wybrać 30 minut z telefonem i klikaniem w mediach społecznościowych, czy właśnie wypełnić ten czas kulturą, którą dostajemy bezpłatnie, na miejscu i akurat sytuacja spowodowała, że mamy na nią czas. Tarnowska porcja kultury, z jaką spotykamy się na dworcu kolejowym, to dzieło osób z Biura Wystaw Artystycznych (BWA) Tarnów. I znowu nie opiszemy jej tak, jak się opisuje klasyczne wystawy, obraz po obrazie, eksponat po eksponacie. Zwrócimy jednak uwagę na kilka szczegółów:
- obecnie można obejrzeć ekspozycję współczesną oraz historyczną, poświęconą bardzo ciekawej panoramie siedmiogrodzkiej;
- niezbyt duża ekspozycja, w sam raz na 30 minut, nie odstrasza i nie przytłacza – proporcje wystawy są dobrze zbilansowane w stosunku do miejsc,a w którym się znajduje;
- każde miejsce żyje dzięki ludziom – my spotkaliśmy w niedzielne południe „magiczną” kobietę, która opiekowała się nowoczesną częścią ekspozycji. Opowieści i zaangażowanie, jakie nam zaserwowała, zmieniło zwiedzanie w ciekawą i indywidualną sesję ze sztuką;
- sztuka oprawiona w tarnowski dworzec tworzy niezapomnianą scenerię, a całość wzajemnie się uzupełnia;
- całość jest zaskakująca i pozytywna – wystarcz skierować się w prawy hol z głównej dworcowej hali, po wejściu do budynku od strony miasta.
A co na peronach?
Wychodząc z budynku dworca na drugą stronę, na perony, trochę się obawialiśmy, czy czar nie pryśnie. Ale nie. Wszystko było naprawdę porządne, czyste i schludne, dobrze utrzymane.
I znowu nie chcemy opisywać infrastruktury peronowej, ale opowiemy ten fragment wycieczki tak: jako potencjalni pasażerowie oczekujący na pociąg na jednym z peronów, widzieliśmy zadbaną okolicę, prostą, ale czytelną komunikację i oznakowanie oraz ogólnie posprzątany teren. W oczy rzuciły się trzy rzeczy: windy przy każdych schodach na perony z przejścia podziemnego, czyste ściany przejścia pod peronami, bez malunków i szpetnych graffiti oraz sprawne i działające urządzenia typu lampy, tablice informacyjne itp.
Naszym zdaniem część komunikacyjna została zaprojektowana, tak, że służy pasażerom, przekazując jasne i proste treści. Jest pozbawiona udziwnień, budek z kebabami i kiosków a’la kasyno „na maszynach”. W efekcie całość tworzy prostą i funkcjonalną strukturę.
A za dworcem bonus dla ciekawskich
Przechodzimy przez budynek dworca, pod wszystkimi peronami i wychodzimy na drugą stronę. Na pierwszy rzut oka świat się skończył. Ten miejski, zurbanizowany. Po prawej stronie od wejścia widzimy piętrowy, betonowy parking na samochody dla pasażerów i od razu uznajemy, że to dobry pomysł. Ktoś nie wepchnął tego budynku od strony centrum, gdzie jest większy ruch i trudniej dojechać.
Ale my kierujemy swoje kroki w lewo. Prowadzi nas ulica Do Huty. Ewidentnie wchodzimy na tereny zarządcy infrastruktury kolejowej o charakterze technicznym, naprawczym, utrzymaniowym. widzimy liczne tory, zwrotnice, charakterystyczne parterowe budynki, ale też monumentalną, jednak dziś znajdującą się w ruinie wieżę ciśnień. Intryguje nas lokomotywa w trawie po lewej, ale podążamy cały czas do przodu. Nagrodą i cymesikiem tej wyprawy jest parowóz OI 49 72. Co prawda, stoi na terenie przy, którym można wypatrzeć tabliczkę z informacją, iż wstęp jest tam wzbroniony, ale przyjaźnie kłaniając się mijanym pracownikom kolei i trzymając się bezpiecznych traktów dla pieszych stajemy oko w oko z ostatnim punktem naszej eksploracji otoczenia tarnowskiego dworca.
Restauracja jak sprzed lat
Nie skorzystaliśmy tym razem, ale musieliśmy zajrzeć do znajdującego się na poziomie minus jednen „zakładu”, jak napisano odręcznie na kartce przed wejściem. Następnym razem skusimy się na naprawdę dużego kotleta lub na porcję mięsa z rosołu. Za dwadzieścia kilka złotych dostajemy solidną porcję obiadową i możemy ją skonsumować w lokalu, w którym czuć ducha minionych czasów. A stolik służbowy, ten dla obsługi, czeka na pracowników kolei, co sygnalizuje informacja na znajdującej się na nim kartce.
I znowu, jak na początku naszej wycieczki, uśmiechamy się do tego, co widzimy. Ale jest to uśmiech pozytywny i nie ma w nim grama drwiny. Ten bar zwany zakładem lub restauracją to klamra naszej niedzielnej wycieczki.
O co chodzi z tytułową wojną?
Na koniec wyjaśnimy informację zawartą w tytule. Otóż według części badaczy historii II wojna światowa rozpoczęła się na tym właśnie dworcu 28 sierpnia. Wtedy to Antoni Guzy dokonał nieudanego zamachu na polskich żołnierzy. Zamachowiec podłożył bombę w dzisiejszym pomieszczeniu poczekalni, ale ta wybuchła, zanim w pomieszczeniach dworcowych pojawili się żołnierze. Dwie walizki wypełnione materiałami wybuchowymi zabiły 20 osób i raniły 35.
To właśnie z tego dworca wyjechał również, pierwszy transport więźniów do obozu w Auschwitz. Wyruszył w drogę 14 czerwca 1940 r., zabierając 728 więźniów z tarnowskiego więzienia.
A gdybyście planowali wycieczkę do Tarnowa w letnie dni, być może uda Wam się wsiąść do przejeżdżających przez dworzec urokliwych składów retro. Były one specjalnie uruchamiane w ramach projektu „Małopolskie szlaki turystyki kolejowej”.
Co więcej? Przekonajcie się sami. Wybierzcie się na wycieczkę i obejrzyjcie perłę secesji w Tarnowie.
Autor: Tomek Łucek
Fot. Tomek Łucek