W 2004 r. Polskie Koleje Państwowe (PKP) wystawiły na sprzedaż ostatnie dziewięć wagonów do transportu samochodów i motocykli zwanych potocznie autokuszetkami. Platformowa konstrukcja umożliwia łatwy najazd na wagon samochodem ze specjalnie przygotowanego fragmentu peronu. Manewr nie jest trudny i poziomem skomplikowania można by go porównać do wjazdu na prom. Następnie kierowca i towarzyszący mu pasażerowie udają się do wagonów osobowych, gdzie wygodnie, bez stresu, omijając korki, udają się w dłuższą podróż.
Teoretycznie idea jest dobra, wszystko brzmi logicznie, rozwiązanie wydaje się mieć same plusy. Ale. Ale z powodu nikłego zainteresowania kolej polska usługę zlikwidowała. Tuż przed likwidacją autokuszetki przez lata kolejarze codziennie dołączali dwa wagony do składu „Tetmajer” kursującego na trasie Gdynia–Zakopane–Gdynia. Latem zaś, kiedy spodziewano się wzmożonego ruchu turystycznego, wagony takie przyłączano do składów jadących ze Śląska nad morze. I te również przemierzały Polskę, wożąc w znakomitej większości powietrze.
I znowu można by się zastanowić, co poszło nie tak. Trasa długa. W zasadzie, można by rzec, przez cały kraj, z północy na południe. Drogi wówczas mieliśmy dużo gorsze niż dzisiaj, a i aktualnie podróż samochodem na tej trasie zajmuje około 10 godz. Jeżeli jeszcze doliczymy do tego postoje, przerwy i możliwe sytuacje losowe, to trasa Gdynia–Zakopane zajmie realnie 12 godz. Cóż więc nie zadziałało i dlaczego usługa popularna w Niemczech, w Austrii i we Włoszech u nas nie znalazła chętnych?
Aby odpowiedzieć na to pytanie, warto wziąć pod uwagę trzy aspekty.
Edukacja i reklama
Czy dołożono starań, aby dotrzeć do klientów i pasażerów z informacją o takiej usłudze? Czy tysiące Polaków co roku przemierzających kraj wzdłuż i wszerz, wiedzieli o takiej usłudze? Już robiąc niewielki test i pytając tylko znajomych, czy wiedzieli o takiej usłudze, w odpowiedzi widzę wyłącznie zaprzeczające kręcenie głową. Trudno coś sprzedać, jeżeli potencjalni odbiorcy nie mają szans dowiedzieć się o produkcie. Zaniedbanie w tym obszarze jest błędem z gatunku tych podstawowych, a jak pokazują rynki zagraniczne, nawet te sąsiednie, klient chętnie wykupi taką usługę.
Jakość usługi
Już pierwszy rzut oka na zdjęcia pokazujący polskie platformy do przewozu samochodów i porównanie ich do zdjęć platform kolejowych pokazuje, że w naszym krajowym wydaniu są to zwykłe, odkryte, jednopoziomowe platformy transportowe. Nie zapewniają one w zasadzie żadnej ochrony i bezpieczeństwa przewożonym pojazdom. Auta są całkowicie odsłonięte i narażone na uszkodzenia wynikając z przypadkowych uderzeń, jak i z celowego działania. Właśnie m.in. na takie ryzyko odszkodowawcze powoływał się w 2008 r. podsekretarz stanu w ministerstwie infrastruktury Juliusz Engelhardt w sprawie odmowy przywrócenia kursowania autokuszetek w PKP. Jeżeli więc przewoźnik nie zagwarantuje bezpieczeństwa przewozu pojazdów, to jak mówić o podstawowej jakości usługi?
Ekonomia – argument ceny
Bardzo często dla wielu osób nie sama reklama, nie obietnica wygody, nie obrazek wypoczywającego kierowcy obserwującego przez szybę pociągu przemykający krajobraz, ale cena może być kluczowym argumentem. Może warto było policzyć przy wówczas obowiązujących cenach, jaki jest średni koszt przejazdu samochodem osobowym na trasie Gdynia–Zakopane? Gdyby zsumować koszty paliwa, opłat na odcinkach płatnych, zakupów w czasie postojów, a nawet noclegu na trasie, której nie wszyscy chcą i podołają „na jeden raz”, wówczas może oferta powinna jasno uzasadniać, że auto na torach to nie tylko bezpieczeństwo, wygoda, brak stresu, odpoczynek w wygodnym przedziale, ale też „parę złotych” w kieszeni.
Tymczasem obecnie Słowacy i Austriacy czy Chorwaci i od niedawna Ukraińcy rozwijają usługi transportu samochodów na lawetach, a w Polsce nie mam ku temu „pociągu”.

Autor: Tomek Łucek
Fot. polrail.com
15 komentarzy
Zasada jest prosta. Tak jak napisano,musi być reklama,akcja wręcz,że istnieje coś takiego. Druga sprawa to koszta. Musiałoby się to opłacać. Przy dzisiejszych cenach paliw można spróbować. Jak znam życie to zabijałaby cena …
Pomysł wart rozważenia, szczególnie przy obecnej sytuacji z ropą, a ja jestem za komunikacją zbiorową ze względów ekologiczną, ale artykuł trochę stronniczy. Porównuję czasem koszt przejazdu pociągiem i samochodem np. z Warszawy do Gdańska, łatwo to policzyć. Bilet normalny bez promocji na tani pociąg czyli TLK lub IC – 71zł x 2 osoby x 2 strony = 284 zł. Paliwo (mały samochód Panda, wg producenta 4L/100km w trasie) – 700km (w 2 strony) x 8zł/L x 4L/100km = 224 zł. Oczywiście ktoś może mieć większy samochód i nie jechać z prędkością ekonomiczną, ale np. przy 5L/100km koszt będzie taki jak pociągu. A przecież samochodu nie zabiorą za darmo, a każda osoba ponad 2 będzie przechylać opłacalność w kierunku samochodu. Oczywiście w pociągu wygoda większa i pewnie szybciej, ale w obecnych warunkach większość wybierze rozwiązanie tańsze. Nie mówiąc o tym, że jak policzymy koszty ekspresów to już w ogóle się to nie opłaci. Do tego sprawy logistyczne, załadunek, wyładunek, czas i obsługa tego, a jak ktoś zechce jechać nie do ostatniej stacji albo wsiąść na innej niż pierwsza? Na Ukrainie odległości są większe a drogi gorsze. Na zachodzie jest więcej ludzi, którzy zapłacą drożej w zamian za wygodę. Nie mówię, że pomysł całkiem zły, ale dużo wątpliwości. W sumie mój przedmówca napisał coś podobnego tylko w większym skrócie 🙂
KD uruchomią niebawem wagony dedykowane do przewozów rowerów na trasie Wrocław Świdnica
Ale nic by nie stało na przekodzie żeby taki ze Szczecina do Przemyśla, w relacji nocnej ciągnął lawety i oferował rozładunek na trzech czy czterech stacjach. Np Wrocław, Katowice (to mógłby być węzeł do dalszej podróży na Południe Europy), Kraków i końcowo Przemyśl.
Myślę, że latem mogłaby to być dogodność np dla motocyklistów z Zachodniopomorskiego, Wielkopolski na ominięcie nużącej jazdy autostradami i eskami przy wypadzie w Polskie czy Słowackie góry.
Ale cena, musi być cena, żeby to się każdej ze stron opłacało. Wjazd i wyjazd musiałby być szybki i sprawny.
Gdyby była letnia autokuszetka do Livorno lub Wenecji, albo do wschodnich miejscowości w Chorwacji to byłby szał. Tymczasem nie na tam nawet zwykłych pociągów bezpośrednich… No i ludzie muszą o tym wiedzieć.
Jechałem takim pociągiem z Hamburga do Lorrach, można powiedzieć całe Niemcy w jedną noc. Nie było to tanie ale biorąc pod uwagę nocleg za który musiał bym zapłacić + paliwo miało to sens, a największym argumentem było to, że podróż do Hiszpanii była krótsza dla nas o 1 dzień. Wszystko razem miało sens, choć Niemcy również pościnali, pewne połączenia Autozug.
Zlikwidowano, bo było dobre. Aktualnie bilet nad morze z południa Polski PKP kosztuje ok. 120 zł. Paliwo + nocleg na tej trasie to wydatek ok. 600 zł (auto terenowe). Jak zatem można napisać, że się NIE OPŁACA? Czy państwo potrafią liczyć? Podróż 900 km samochodem to kilkaset zł + czas + niewygoda i stres. Dlaczego wciąż inni w Europie myślą a Polacy, hmmmm….
Nawet nie wiedziałem że coś takiego było możliwe.
Uważam że na dzień dzisiejszy przy tej ilości samochodów ,pomysł przywrócenia autokuszetek jest pod każdym względem dobry i znalazł by niszę rynkową przy odpowiedniej promocji w telewizji, radiu i internecie. Sam bym z niego korzystał na trasie Lublin-Wrocław i nawet jakby cena była odrobinę wyższa niż za paliwo na tym dystansie ale liczyłby się dla mnie komfort podróży i to że samochód miałby ze sobą w miejscu docelowym.
Trzeba by dodać też że auto się nie zużywa.
Nie wiem dlaczego przysłowiowy Kowalski nie bierze tego pod uwagę.
Lobby udaje, że daje, a faktycznie blokuje i utrudnia, albo ceny zawyża celowo.
Bardzo bym chciała skorzystać z takiej możliwości, mogłabym zwiedzać z rodziną dalsze zakątki Polski. A tak to tylko do 460 km przejadę że zmęczeniem.
Wpadłam na ten artykul bo sprawdzałam czy nie ma oferty jazdy pociągiem z autem.. wielokrotnie wybralibyśmy pociąg ale ze względu na potrzebe korzystania z auta w miejscu docelowym decydujemy się na podróż autem.. Tudzież odwrotnie np nad morze wybieramy tylko miejscowości ze stacją kolejowa.. połączenia z głównymi miastami powinny mieć taką możliwość. Trzymam kciuki !
W 2004 to się nie udało, ale teraz na pewno by się powiodło. Bo ludzie są bardziej świadomi oraz doceniają bardziej własny komfort ponad koszt. Sama bym korzystała szczególnie, że jeżdżę z promu na południe Polski. Liczę na to, że autokuszetki wrócą.
Klika dni temu zobaczyłam takie rozwiązanie w Wiedniu. Zachwyciło mnie ono i od razu nasunęło się pytanie, dlaczego w Polsce nie ma takiej usługi. No i proszę – była, ale się zbyła i to 20 lat temu! Zdecydowanie powinna wrócić na polskie tory! A gdyby jeszcze samochody na lawetach były parkowane w poprzek i przy każdym byłaby rozkładana pochylnia do zjazdu na specjalnie dedykowany temu sektor peronu większej stacji, to już w ogóle byłby wypas.