19 sierpnia 1980 r. zapisał się tragicznie w historii polskiego kolejnictwa – w tym dniu pod miejscowością Otłoczyn (woj. kujawsko-pomorskie) pociąg pasażerski zderzył się czołowo z towarowym. W wyniku zdarzenia zginęło 67 osób, a 64 zostały ranne.
Tragiczna w skutkach historia rozpoczyna się 19 sierpnia 1980 r. tuż przed godz. 400, kiedy to na Dworzec Główny w Toruniu dociera pociąg pasażerski relacji Kołobrzeg – Warszawa. Odczepiono od niego 2 wagony, a następnie podłączono je do składu nr 51130 relacji Toruń – Łódź Kaliska, który wyruszył w kierunku Łodzi o godz. 418. Wyjazd był opóźniony, gdyż musiał czekać na pociąg jadący z Kołobrzegu. Niespełna 2 minuty później z bocznicy kolejowej zlokalizowanej w Otłoczynie wyruszył skład towarowy z 16 pustymi wagonami o nr 11599 (ignorując wyświetlany na semaforze znak „Stój”) rozpruł zwrotnicę, następnie po niewłaściwym torze odjechał w kierunku Torunia. Sytuację dostrzegła pełniąca dyżur dróżniczka. Natychmiastowo powiadomiła dyżurnego ruchu, a ten zaalarmował stację w Brzozie Toruńskiej. Niestety w tym momencie skład towarowy już się z nią mijał. Nie było możliwości skontaktowania się z maszynistami.
Wszędzie zwłoki i roztrzaskane wagony…
Do zderzenia pociągów doszło o godz. 430 w niewielkim wąwozie na wysokości miejscowości Brzoza. Tuż przed wypadkiem skład pasażerski pędził z prędkością ok. 85 km/h, a towarowy ok. 33 km/h. Chwilę przed nim maszynista drugiego z nich zdążył jeszcze zahamować, co najprawdopodobniej wpłynęło na zmniejszenie liczby ofiar, jednak siła zderzenia była na tyle ogromna, że w pierwszych momentach akcji ratunkowej służby nie były w stanie określić, ile wagonów osobowych ucierpiało w katastrofie. Strażakom brakowało jednego z nich, dopiero po policzeniu wózków dotarło do nich, że z pierwszego wagonu nie zostało praktycznie nic.
Dramatyczny przebieg akcji ratunkowej
Widok był makabryczny – zgliszcza zniszczonych pojazdów oraz zwłoki pasażerów – rozrzucone bądź przygniecione. Część podróżnych początkowo przeżyła zderzenie, jednak wraz z upływającym czasem zginęła, będąc uwięzionym w roztrzaskanych blachach i elementach konstrukcyjnych wagonów. Akcja ratunkowa była niebywale trudna. Ze względu na fakt, iż w miejscu katastrofy doszło do rozlania bardzo dużych ilości paliwa, olejów oraz smarów służby nie mogły korzystać z ciężkiego sprzętu mechanicznego, a także palników do cięcia metalu. Wystarczyłaby iskra, a doszłoby do pożaru bądź wybuchu. Strażacy, żołnierze, kolejarze, milicjanci oraz funkcjonariusze SOK przez wiele godzin próbowali ratować uwięzionych gołymi rękoma. Wydobywali również przygniecione ludzkie szczątki i wnętrzności bez rękawiczek, których brakowało. Zwłoki składano na górce, dopiero po pewnym czasie zorganizowano czarne worki. W akcji brały udział dwa pociągi ratunkowe. Podnośniki, które znalazły się na miejscu wypadku, mogły podnieść maksymalnie 15 ton, bo było niewystarczające, gdyż zmasakrowane wagony ważyły dużo więcej.
Przyczyny katastrofy kolejowej pod Otłoczynem
Do zbadania okoliczności i przyczyn zderzenia pociągów pod Otłoczynem, powołano dwie niezależne komisje: zorganizowaną przez PKP oraz rządową. Dochodzenie prowadziła także Prokuratura Wojewódzka w Toruniu. W wyniku przeprowadzonych śledztw ustalono, że maszynista pociągu towarowego pracował 24 godz. i 4 min bez przerwy. Doszło do tego, gdyż sfałszował dokumentację czasu pracy. Tak długa służba z pewnością skutkowała dużym zmęczeniem oraz obniżoną sprawnością psychofizyczną. Zgodnie z ustaleniami śledczych pociągi rozpoczęły hamowanie w momencie, gdy znajdowały się ok. 150 m od siebie tj. ok. 4 sekundy przed katastrofą. W wyniku zdarzenia zginęło 67 osób, 64 zostały ranne. Jedynym pozytywnym skutkiem tego tragicznego wypadku było wyposażenie maszynistów w radiotelefony.
O katastrofach kolejowych pisaliśmy m.in.:
- Katastrofa kolejowa w Indiach: Blisko 300 osób zginęło, ponad 900 rannych
- Katastrofa kolejowa na Tajwanie
- Największe katastrofy kolejowe na świecie
Autor: Damian Malesza
Fot. CAF/PAP