Józef Piłsudski. Naczelny wódz Armii Polskiej, naczelnik państwa, marszałek Polski, dwukrotny premier Polski, legenda Legionów Polskich, bohater i wódz spoczywający na Wawelu wśród królów. Postać tak ważna i tak istotna dla historii kraju, że pomija się często w jego życiorysie jeden z incydentów, a może nawet nie incydentów, lecz akcji, w której mógł życie stracić. A akcja ta jest związana z koleją.
Kiedy myślimy o napadach na pociągi, wtedy od razu na myśl przychodzą obrazy bandytów na koniach, z chustami na twarzach, z rewolwerami w dłoniach, którzy po brawurowych pogoniach zatrzymują w szczerych polach, na prerii pociągi ciągnione przez parowozy.
Tymczasem w Polsce, wspomniany wcześniej wódz, brał udział właśnie w napadzie na pociąg. Stojący na czele Organizacji Bojowej PPS Piłsudski cały czas borykał się z brakiem środków na finansowanie działalności. Organizowane na bieżąco napady rabunkowe, czyli tzw. eksy, przynosiły kilkaset, a czasami kilka tysięcy rubli. Ginęli przy tym ludzie. W efekcie bilans nie był najlepszy i na pierwszym planie pojawiła się potrzeba zorganizowania większej akcji.
Napad, którego nie było
Planów i pomysłów było wiele. Ale ostatecznie sam Piłsudski stwierdził, że znaczną ilość gotówki może przynieść napad na pociąg pocztowy.
W odległości 25 km od Wilna przez stację kolejową w Bezdanach raz w tygodniu przejeżdżał regularnie rosyjski pociąg wiozący gotówkę z carskich urzędów skarbowych. Pod osobistym nadzorem Piłsudskiego rozpoczęto przygotowania do napadu. Obserwacja pociągu, poznanie stacji w Bezdanach, analiza składu i zabezpieczenia poprzedziły akcję. Planując napad, Piłsudski inspirował się świetnie przeprowadzoną akcją o podobnym charakterze z 1906 r. pod Rogowem, którą zorganizowali bojówkarze pod dowództwem Józefa Montwiłła Mireckiego. Jak się jednak okazało, później nie wszystko wyszło tak dobrze.
Już w tym miejscu pojawiają się liczne wątpliwości co do „profesjonalizmu operacyjnego” Piłsudskiego, który po prostu w takich operacjach nie miał doświadczenia oraz fakt, że przygotowanie i obserwacja trwały blisko rok. Jednak potrzeba sukcesu i przywództwa w tak znamiennym zdarzeniu okazała się ważniejsza.
Akcja została zaplanowana na 19 września 1908 r. Dwie różne grupy, jedna z Warszawy, a druga z Wilna, miały ściśle wyznaczone zadania. Dodatkowo zaplanowano, że broń i dynamit potrzebny do wysadzenia torów, dostarczą jeszcze inni bojownicy.
Cała operacja była serią pomyłek, błędów i nieudanych ruchów. Nie dość powiedzieć, że grupa z Wilna zabłądziła w lesie, to dodatkowo ludzie z Warszawy spóźnili się i przyjechali na miejsce po wyznaczonym czasie. Błędy się zdarzają, ale w tym przypadku trzecia grupa odpowiedzialna za dostarczenie broni również nie dotarła na czas w wyznaczone miejsce.
Widząc, co się dzieje, Piłsudski odwołał akcję. Problem polegał na tym, że nie miał jak powiadomić grupy „warszawskiej”, która pomimo problemów zajęła miejsce wzdłuż torów przy stacji Bezdany. Mieli uderzyć na pociąg, kiedy usłyszą detonację związaną z wysadzeniem torów. Nie usłyszeli wybuchu. Wówczas, zamiast się wycofać, bo wszystko od początku szło nie tak, jak zaplanowano, stwierdzili, że mogli pomylić stację i przenieśli się na kolejną, aby tam zaatakować pociąg. Tam również nie doszło do wysadzenia torów. Akcję więc przerwali.
W sumie, jak twierdzą historycy, spiskowcy mieli więcej szczęścia niż rozumu. Opieszałość i niedbałość kolejarzy o żołnierzy carskich była większa niż suma pomyłek partyzantów Piłsudskiego.
Powtórka z napadu
Piłsudski był jednak zdecydowany. Powtórzono akcję. Tydzień później, 26 września. Tym razem grupa uderzeniowa z Wilna pod wodzą Walerego Sławka zdążyła wsiąść do pociągu. To właśnie oni około godziny 23:00, kiedy pociąg wjeżdżał na peron stacji w Bezdanach, uderzyli na eskortę składu i sprawnie ją rozbroili. De facto, atak przeprowadzały cztery grupy operacyjne, z których każda miała jasno określone zadnia. Po pierwsze, unieszkodliwić obstawę pociągu, po drugie, odciąć łączność i zabezpieczyć okolice dworca. Następny zespół był odpowiedzialny za opanowanie lokomotywy i maszynistów oraz wysadzenie torów przed pociągiem. I, w końcu, ostatni zespół miał zdobyć wagon pocztowy.
Kolejnym krokiem był bezpośredni atak na wagon pocztowy. Szybka wymiana ognia z żandarmerią na dworcu i wrzucenie bomb do wagonu dokończyły dzieła. 17 żołnierzy bojówki PPS wdarło się do wagonu pocztowego i po 45 minutach od rozpoczęcia akcji rozpoczęło ucieczkę, zabierając ze sobą około 200 tys. rubli.
Brzmi lepiej niż akcja z 19 września? Być może. Ale i tym razem nie obyło się bez problemów. Ładunek wybuchowy wrzucony do przedziału wojskowego ranił również atakujących. Z powodu wilgoci ładunek wybuchowy, który miał wysadzić tory, nie detonował. Finalnie okazało się, że ładunek podłożony pod sejf w wagonie pocztowym był zbyt słaby i w efekcie zrabowano część przewożonej gotówki. Na koniec warto dodać, że miała być zrabowana znacznie wyższa kwota, bo pociągiem tym przewożono wówczas ponad 1 mln rubli. Długa lista wpadek podczas całej akcji spowodowała, że udało się zabrać jedynie 20% tej kwoty.
Skok czterech premierów
Aby dodać opisywanym wydarzeniom nieco pikanterii i wyróżnić ten napad spośród wielu innych, trzeba dodać, iż czterech z biorących udział w napadzie bojowników było premierami Polski. Obok wspomnianego wcześniej Piłsudskiego byli to: Walery Sławek, Aleksander Prystor i Tomasz Arciszewski. Dlatego też owe zdarzenie nazywa się czasami skokiem czterech premierów.
Autor: Tomek Łucek
Fot. Wikipedia